Marihuana (cannabis, gāndźā) to głównie suszone kwiatostany z domieszką liści żeńskich roślin konopi (Cannabis sativa) zawierające substancje psychoaktywne z grupy kannabinoli (głównie tetrahydrokannabinol – THC). Działa uspokajająco, euforyzująco, przeciwbólowo, nawet antyrakowo, pobudza apetyt, rozkurcza mięśnie, stąd też coraz częściej stosowana bywa w medycynie. Wzbudza wielkie emocje: przez jednych uważana jest za lek, przez innych za narkotyk.
Jerzy Vetulani, profesor nauk przyrodniczych, psychofarmakolog, neurobiolog, członek Polskiej Akademii Nauk. Niezwykle barwna postać: ateista i przyjaciel papieża Jana Pawła II; wybitny umysł ścisły i artysta krakowskiej „Piwnicy pod Baranami”; poważany przez władze PRL‑u i działacz podziemnej „Solidarności”. Wielki popularyzator nauki i najwybitniejszy polski ekspert w sprawach dotyczących tajników funkcjonowania ludzkiego mózgu i mechanizmów uzależnień. O marihuanie (oraz innych narkotykach) rozmawia z nim Maria Mazurek.
Czym w zasadzie są narkotyki?
W powszechnym rozumieniu narkotyki to grupa psychotropów, czyli substancji, których przyjęcie zmienia aktywność neuronów w mózgu i zarazem nasz stan postrzegania, świadomości, nasze nastroje. I to na wiele sposobów. Po niektórych psychotropach jesteśmy senni i rozluźnieni, po innych pobudzeni i euforyczni, a po jeszcze innych mamy wizje, halucynacje, poczucie łączności z Bogiem. Poza tym takie substancje po wielokrotnym użyciu niektórych uzależniają. Nie lubię jednak określenia „narkotyk”, bo ono ma pejoratywny wydźwięk, stygmatyzuje. Wolę mówić „addyktogen”.
W jaki sposób addyktogeny działają na nasz organizm?
Nasz mózg działa w trzech układach: pobudzenia, odpowiadającym za czuwanie i sen, kognitywnym, odpowiadającym za naszą świadomość, rozumienie tego, co wokół się dzieje, oraz w układzie nagrody. I przede wszystkim ten ostatni układ jest pobudzany za pomocą narkotyków. Ważną rolę odgrywa w nim neuroprzekaźnik – dopamina. Jej odpowiedni poziom sprawia, że jesteśmy zrelaksowani, szczęśliwi, zadowoleni z siebie i z życia. Stany depresyjne wiążą się na ogół ze zbyt niskim poziomem tej substancji. Jeśli nasz mózg chce nas nagrodzić, poziom dopaminy się zwiększa.
Ale po co mózg ma nas nagradzać?
Po to, byśmy wybierali właściwe postępowanie. W biologii wszystko sprowadza się do jednego: do przetrwania gatunku. Mózg promuje takie zachowania, które prowadzą do wydania na świat i wychowania płodnego potomstwa. A więc układ nagrody jest pobudzany podczas seksu czy opieki nad dziećmi i wnukami. Również podczas zachowań ryzykownych i agresywnych, bo one doprowadzały do walki, czyli przydawały się w pojedynku o pozycję społeczną. Ale żeby kopulować, musimy być też młodzi i zdrowi. Stąd nasz mózg nagradza prozdrowotne zachowania. Dobrze się czujemy, kiedy zdrowo jemy lub kiedy ćwiczymy. Zna pani to uczucie po wytężonym wysiłku? Bolą panią mięśnie, ledwo może pani chodzić, ale jednocześnie czuje się pani dumna, odprężona, ma dobry nastrój? Podobnie jak po seksie. Co ciekawe, zadowolenie jest jeszcze większe – szczególnie w wypadku mężczyzn – kiedy zmieniają partnerki seksualne.
Bo niewierność zwiększa szansę na spłodzenie licznego potomstwa.
Właśnie! W zasadzie tylko niewierność samca. Słyszała pani o efekcie Coolidge’a?
Calvin Coolidge był republikaninem, trzydziestym prezydentem Stanów Zjednoczonych, rządził Ameryką prawie sto lat temu. Kiedyś ze swoją małżonką byli na oficjalnej wizycie na fermie drobiu. Pierwsza Dama dowiedziała się tam, że koguty kopulują 20–30 razy na dobę. „Czy może pan powtórzyć to prezydentowi?” – poprosiła pracownika fermy. Coolidge na to zapytał: „A czy kogut zawsze robi to z tą samą kurą?”. Kiedy usłyszał, że nie, znów zwrócił się do tego człowieka: „To czy będzie pan łaskaw powtórzyć to mojej małżonce?”.
Jak odkryto układ nagrody?
Przypadkowo, jak to bywa przy okazji wielkich odkryć. W latach pięćdziesiątych XX wieku przeprowadzano badania nad tworem siatkowym, czyli tzw. korą pnia mózgu. Do mózgu szczurów wprowadzono elektrody, by sprawdzić, czy drażnienie odpowiednich części mózgu sprawi, że zwierzęta będą lepiej się uczyć. W jednym doświadczeniu przez przypadek umieścili te elektrody w „złym” miejscu, czyli w przegrodzie – jednej ze struktur układu nagrody. Szczur zaczął poszukiwać miejsca w klatce, w którym przebywał w momencie drażnienia. Ewidentnie to polubił. Potem zrobiono mu taką konstrukcję, że za każdym razem, jak naciskał łapką wajchę, był drażniony prądem w to samo miejsce. Nasz szczur, a potem wszystkie kolejne poddane tym badaniom, naciskały dźwignię bez przerwy, aż były tak wykończone, że padały. Co ciekawe, nasz układ dopaminowy działa nie tylko w chwili dostania nagrody, lecz także w oczekiwaniu na nią. Neurony dopaminowe już w momencie, kiedy czeka nas coś miłego, sygnalizują nagrodę. Co może być równie przyjemne. W myśl zasady „milej gonić króliczka niż go złapać”. Ale też potrafią wspomnieniami powrócić do czegoś przyjemnego. Lubimy marzyć o rzeczach przyjemnych.
Paliłem trawkę, lecz się nie zaciągałem
- Bill Clinton, prezydent USA (1993–2001)
U ludzi takie drażnienie prądem mózgu też działa tak jak u szczurów?
Bardzo podobnie. Takie badania przeprowadzano na przykład u osób chorych na schizofrenię, o której sądzono, że jest powodowana przez zbyt małe pobudzenie struktur podkorowych. Tyle że czasy, kiedy można było wsadzić facetowi drut do mózgu i przepuścić przez niego prąd, minęły. Choć, trzeba przyznać, większości badanych sprawiało to wiele przyjemności.
Jakiego typu?
Różnego. W zależności od tego, gdzie drażniło się go prądem. Bo to mógł być błogostan, czyli uczucie odpływania z cudowną euforią, ale też przyjemność na kształt orgazmu – bardzo silna, lecz szybko przechodząca. Czasem efekt może być wręcz odwrotny. Oglądała pani „Iluminację” Zanussiego? Świetnie pokazane jest tam, jak przy operacji na otwartym mózgu pacjent nagle zmienionym głosem żąda zakończenia drażnienia. To nie są żadne czary-mary: po prostu elektroda trafiła w ośrodek awersji. Bo o ile są ośrodki, których drażnienie powoduje przyjemność, o tyle istnieją też takie, które stymulowane dają bardzo niemiłe uczucia. Nasz mózg to przedziwny twór, najbardziej skomplikowany w całym kosmosie, i jego stymulacja może mieć bardzo dziwne skutki.
Można żyć z zepsutym układem dopaminowym?
Można, ale to mało przyjemne życie. W stanach depresyjnych dopaminy jest znacznie mniej. Pani wydaje się na przykład dość zadowoloną z życia osobą. Bo widocznie wszystko u pani w układzie nagrody działa. Jednak z wiekiem, nie chcę straszyć, może się pani w życiu coraz mniej podobać. Bowiem liczba neuronów dopaminowych – która i tak jest dość niewielka, u młodego człowieka zaledwie 450 tysięcy, choć wszystkich neuronów mamy aż 86 miliardów – z wiekiem spada. Mniej mamy przyjemności, ale też mniej smutków. Wyobraża sobie pani, żeby tacy Romeo i Julia, którzy potrafili tak nakombinować z miłości, mieli po 70 lat? No nie. Bo tylko młody człowiek jest zdolny do tak skrajnych emocji. I, szczerze mówiąc, do aż takich porywów serca. Substancje psychotropowe, addyktogeny, podobnie jak seks, wysiłek fizyczny czy dobry posiłek, zwiększają poziom dopaminy. Tyle że dużo silniej.
Amfetamina chociażby potrafi zwiększyć poziom uwalnianej z neuronów dopaminy o tysiąc procent. Osoby skłonne do uzależnień cierpią na ogół na deficyt układu nagrody. Nie mogą czerpać z życia wielu innych radości, więc nagradzają się konkretną przyjemnością, od której łatwo się uzależniają.
I to może być substancja chemiczna, ale też specyficzne zachowanie, jak hazard, seks, kradzież, zakupy czy nawet praca. Nazywamy to uzależnieniem behawioralnym. Więc jeśli pytała pani o narkotyki, to w tym szerszym tego słowa znaczeniu to mogą być nie tylko psychotropy. To równie dobrze mogą być buty, ciastka, seks.
Niektórzy uzależniają się od narkotyków, inni nie. Od czego to zależy?
Od wielu czynników. Na przykład środowiskowych – sam kiedyś paliłem, ale zawsze w określonych okolicznościach: gdy siadałem przy maszynie [do pisania – red.] i po obiedzie. W trakcie rzucania nałogu wyjechałem do Włoch, gdzie nie miałem maszyny, a obiady jadałem w restauracjach. I definitywnie rzuciłem papierosy. Przede wszystkim jednak uzależnienie zależy od predyspozycji genetycznych – co ważne, te predyspozycje możemy badać. I mam nadzieję, że w przyszłości takie badania będą codziennością. Zmiany w genach, które możemy wychwycić, są związane z predyspozycjami do uzależnień od konkretnych narkotyków.
Narkomani to ludzie bardzo wrażliwi, być może słabi, którzy nie potrafią dać sobie rady z tym światem.
Dlatego szukają czegoś, co im ten świat ubarwi. I bardzo często nie wiedzą, w co się pakują.
Narkomanem jest się od pierwszego zażycia do końca życia.Maria Moneta-Malewska, „Narkotyki w szkole i w domu. Zagrożenie”
Czyli ta sama osoba może mieć skłonność do uzależnienia na przykład od nikotyny i kokainy, a od amfetaminy nie?
Dokładnie tak. Osoba mająca taką świadomość pewnie nigdy w życiu nie sięgnie po papierosa czy kokainę, ale wiedząc, że od amfetaminy się nie uzależni, może ją sobie od czasu do czasu zaaplikować w chwili potrzeby. Bo jakby amfetamina była dla pani bezpieczna, dlaczego miałaby pani z niej rezygnować? Przecież to fantastyczny addyktogen, pobudzający, usprawniający pamięć, wspomagający naukę, idealny na sesję i czasy wytężonego wysiłku.
A jednak takich badań się nie robi, więc lepiej nie ryzykować, przyjmując tak silnie uzależniający addyktogen.
Lepiej nie ryzykować. Jeśli już dojdzie do pierwszych oznak uzależnienia, nie bagatelizować ich, a uzależnienie traktować jak każdą inną chorobę wymagającą leczenia. Tylko że ta zbiorowa histeria dotycząca uzależnień od addyktogenów jest mocno przesadzona. Są badania, które pokazują, jaki procent ludzi, którzy sięgnęli po dany narkotyk, później od niego się uzależnił. Wie pani, który narkotyk jest najsilniej uzależniający?
Heroina?
Nie. Od heroiny i morfiny, które działają na nasze receptory opioidowe, uzależnia się 23 procent użytkowników.
Nasze legalne papierosy?
Tak. Od nikotyny uzależnia się 32 procent ludzi, którzy kiedyś sięgnęli po papierosy. Inna sprawa, że wielu z nich udaje się z nałogiem zerwać. Również dlatego, że akurat w wypadku papierosów władza działa dość mądrze – są one legalne, ale producenci muszą informować o ich szkodliwości, jest zakaz ich reklamowania, a do tego tworzy się coś w rodzaju „antymody” na papierosy. Z innymi narkotykami też powinno walczyć się w ten sam sposób, a nie zabraniając ich, histeryzując i wsadzając ludzi do więzienia.
A ilu użytkowników uzależnia się od amfetaminy?
Około 11 procent. Mniej niż od kokainy – 17 procent oraz alkoholu – 15 procent. Ale więcej niż od marihuany i rozpuszczalników, od których uzależnia się po kilka procent z tych, którzy je przyjmują. Wniosek z tych liczb jest dość prosty: narkotyki legalne – papierosy i alkohol – mogą uzależniać silniej od wielu substancji nielegalnych.
W Unii Europejskiej tylko w krajach postkomunistycznych (z wyjątkiem Czech) oraz w krajach skandynawskich posiadanie marihuany jest nielegalne; w Portugalii, Włoszech i Czechach zostało zdepenalizowane całkowicie (przy ilości do 10 gramów), z kolei we Francji skutkuje to wymierzeniem mandatu. W stanach Kolorado i Waszyngton dopuszczalne jest spożywanie narkotyku w celach rekreacyjnych, ale tylko na Alasce publicznie.
Jak na nasz mózg działa alkohol?
W skrócie: hamuje aktywność neuronową. Zaczyna od kory, a to struktura hamująca. Prawdą jest więc w kolokwialnym określeniu, że po alkoholu „puszczają nam hamulce”: zanikają wstydliwość, spięcie, świetnie dogadujemy się z cudzoziemcami, nawet jak wcale nie znamy dobrze języków obcych. Kora hamuje też zachowania agresywne – stąd po alkoholu jesteśmy bardziej skłonni do furii i bijatyk. Proszę spojrzeć na przemoc domową – trzeźwy mąż trzeźwej żony raczej nie bije. Na ogół przynajmniej jedna strona jest pijana. Osobiście trzymam się od pijanych nieznajomych z daleka – można zostać niepotrzebnie zlanym. Potem, jeśli alkoholu jest więcej, hamuje on już nie tylko aktywność korową, lecz także wszystkie inne części mózgu. Tracimy równowagę, nie umiemy już mówić, nie wiemy, co się dzieje i gdzie jesteśmy.
Są tacy, którzy jedyny warunek widzą w… marihuanie. Należał do nich poeta i satyryk Maciej Zembaty: „Uważam, że marihuana może uratować Polskę przed popadnięciem w totalny alkoholizm” – mawiał. Wspierał go w tym Aleksander Kwaśniewski, który uważał, że „banalne dla naukowców stwierdzenie, że skręt jest mniej groźny od wódki to dla Polaków trudna do przyjęcia rewelacja” (czy to wniosek, jaki wysnuł były prezydent po ataku „choroby filipińskiej”? 😛 ).
Od kiedy ludzie biorą narkotyki?
Wydaje się, że addyktogeny są wpisane w historię ludzkości. We wszystkich religiach świata występuje przynajmniej jedna psychotropowa substancja.
Kamil Sipowicz [mąż zmarłej w 2018 r. artystki i piosenkarki Kory] w swojej książce „W obronie Kory i wolności. List do premiera” (Tuska) z 2012 roku przytacza przykłady Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego, którzy mieli korzystać z działania opium i eteru, Kasprowicz i Tetmajer byli zwolennikami haszyszu, a „Solaris”, jedno z najbardziej znanych opowiadań Stanisława Lema, powstało według filozofa pod wpływem LSD.
W Biblii mowa jest tylko o winie.
Nieprawda. Czym jest mirra, kadzidło? Substancjami psychotropowymi. A manna, która spadła z nieba? Tego nikt nie wie, ale prawdopodobnie były to szczątki halucynogennych grzybów. Dyskutuje się też o tym, czy w Biblii występują konopie, czy może tatarak. W wielu wierzeniach i kulturach występowały addyktogeny jako substancje budzące Boga w człowieku. Nazwano je enteogenami. Mało tego – skoro ludzkość przyjmuje narkotyki od tysiącleci, to znaczy, że są one ewolucyjnie korzystne.
Im więcej ludzi pali zioło, tym bardziej Babilon upada
- Bob Marley (1945–81), muzyk reggae
W jaki sposób narkotyki miałyby usprawnić ewolucję?
Mogły rozwijać abstrakcyjne myślenie u ludzi i wzmagać spójność grupy, bo były przyjmowane obrzędowo. Mogą też być stosowane jako środki zwiększające skuteczność w walce. W armii sowieckiej przed atakiem, dla kurażu, piło się setkę wódki 1. Trzeba jednak podkreślić jedną rzecz: mimo że narkotyki były przyjmowane od zarania dziejów, to zdaje się, że stosunkowo rzadko. Głównie podczas jakichś ceremonii religijnych, a sięganie po nie w innych warunkach było zakazane, objęte tabu. Ludzie wierzyli, że jeśli wezmą te same substancje, które przyjmują w czasie zbiorowych obrządków, ale sami, to umrą. I to pewnie zapobiegało uzależnieniom.
Wiemy, jaki narkotyk był stosowany pierwszy?
Niech pani zgaduje.
Grzyby z psylocybiną, zwane grzybkami halucynkami?
Blisko. Źródła wspominają o tajemniczej roślinie soma przyjmowanej między innymi przez Hindusów. To najprawdopodobniej najstarszy psychotrop ludzkości. Zaskoczę panią: w naszych polskich lasach też rośnie. To muchomor czerwony.
Przecież on jest trujący.
Do dziś opowiada się, że jest straszliwie trujący, ale to nieprawda. Jest przede wszystkim halucynogenny, bo zawiera trzy psychotropowe substancje: kwas ibotenowy, muskazon i muscymol. Lęk przed muchomorem czerwonym to pozostałość odwiecznego tabu.
Wiemy na pewno, że soma to muchomor czerwony?
Nikt ręki obciąć za to sobie nie da, ale raczej tak. Możemy tak podejrzewać między innymi dlatego, że po przyjęciu somy piło się później swój mocz. Podobnie postępowały ludy syberyjskie po wypiciu zupy z muchomorów. Z prostego powodu: kwas ibotenowy, muskazon i muscymol przechodzą przez organizm niestrawione i wydalają się przez nerki. Jeśli po ich zażyciu wypijemy swój mocz, mamy powtórkę z rozrywki. Taki narkotykowy recykling.
Jak działają narkotyki halucynogenne?
Sprawiają, że nasze zmysły rejestrują tylko część rzeczywistości. Na przykład nie widzimy całości obrazu, który normalnie powinniśmy widzieć, a jedynie jego fragmenty. Nasz mózg jest tak skonstruowany, że chce przyjmować całość obrazu, zaczyna więc natychmiast sam tworzyć historie wzrokowe i słuchowe. Halucynacje.
Skomentuj
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.