Najważniejsze jest DNA. Istotą życia nie jest materia, ale informacja. Ta pierwsza przez nas tylko „przepływa”. A dzięki informacji genetycznej zapisanej w DNA żyjemy wiecznie. Mimo że nie potrafimy bez końca odnawiać naszych ciał na podstawie zapisanego w niej wzorca, to przekazujemy je następnym pokoleniom.
„Non omnis moriar” – nie wszystek umrę. Horacy, Pieśni III, 30, 6.
Śmierć (z łac. mors, exitus letalis) to stan charakteryzujący się ustaniem oznak życia spowodowany nieodwracalnym zachwianiem równowagi funkcjonalnej i załamaniem wewnętrznej organizacji ustroju.
Niektórzy naukowcy przekonują, że pierwszy człowiek, który dożyje 150 lat, już się narodził. Jednak nie warto żyć wiecznie. Śmierć ma złą prasę. Jest nieproszonym gościem, zawsze przychodzi za szybko, nieoczekiwanie, jest nieunikniona i przez to przerażająca. To nasz ostatni wróg – jak mówi Biblia.
Dlaczego ludzie potrafią lepiej umierać niż żyć? Dlatego, że żyć trzeba długo, a umrzeć można prędko
– Fiodor Dostojewski.
Jednak wielu poetów, filozofów, ewolucjonistów uważa, że bardzo żałowalibyśmy nieśmiertelności. To właśnie świadomość nieuniknionego upływu czasu podnosi nas rano z łóżka i popycha do kreatywności. Możemy marzyć o tym, że kiedyś ktoś wymyśli lek na śmierć, ale bez śmierci wpadniemy w pułapkę bezczynności. Zdegenerujemy się mentalnie i biologicznie jako gatunek.
Ale czy to wystarczający powód, żeby umierać?
Jeśli seks, to i śmierć
- Z biologicznego punktu widzenia proces starzenia się i śmierć to konsekwencja rozmnażania płciowego – tłumaczy prof. Bogusław Pawłowski (kontakt), kierownik Katedry Biologii Człowieka Uniwersytetu Wrocławskiego. – Według wielu ewolucjonistów jest ono efektem „wyścigu zbrojeń” między długo żyjącym gospodarzem a jego o wiele szybciej ewoluującymi patogenami. Zmieszane geny i związana z tym „modernizacja” mechanizmów odporności w każdym następnym pokoleniu gospodarza to dla potencjalnych patogenów wyzwanie. Będąc zmuszeni do „zabawy w chowanego”, musimy więc robić patogenom psikusa i po prostu umierać – podsumowuje naukowiec.
Ale jak każde żywe stworzenie robimy wszystko, żeby przeżyć. No i w odróżnieniu od innych zwierząt wiemy, że życie kiedyś nam się skończy. Nasze wspaniałe mózgi, tak dobre w wyciąganiu wniosków i logicznym myśleniu, mówią nam, że ta najgorsza rzecz na świecie pewnego dnia się zdarzy. Żyjemy zatem w cieniu własnej zagłady.
To nie jest łatwe. Raczej przerażające i czasami zupełnie paraliżujące. Pracujemy więc bardzo pilnie, żeby oszukać śmierć lub odsunąć ją w czasie na tyle, na ile to tylko możliwe. Dbamy o siebie i rozwijamy medycynę. Niektórzy naukowcy twierdzą, że pierwszy człowiek, który dożyje 150 lat, już się narodził.
A może da się pożyć jeszcze dłużej?
Od samego poczęcia jesteśmy zlepkiem mniejszych lub większych błędów. Mało kto wie, jak wiele zarodków nie przechodzi pierwszej selekcji i nie przeżywa. W końcu któremuś się uda, bo „system kontroli” dochodzi do wniosku, że ten materiał genetyczny dobrze rokuje na przyszłość. I czyjaś droga się rozpoczyna.
Umrzemy, i to czyni z nas szczęściarzy. Większość ludzi nigdy nie umrze, ponieważ nigdy się nie narodzi. Ludzi, którzy potencjalnie mogliby teraz być na moim miejscu, ale w rzeczywistości nigdy nie przyjdą na ten świat, jest zapewne więcej niż ziaren piasku na pustyni. Wśród owych nienarodzonych duchów są z pewnością poeci więksi od Keatsa i uczeni więksi od Newtona. Wiemy to, ponieważ liczba możliwych sekwencji ludzkiego DNA znacznie przewyższa liczbę ludzi rzeczywiście żyjących. Świat jest niesprawiedliwy, ale cóż, to właśnie myśmy się na nim znaleźli, ty i ja, całkiem zwyczajnie. Należymy do nielicznych, którzy na tej loterii narodzin trafili szczęśliwy los. Jak można w tej sytuacji mieć czelność skomleć na myśl o nieuchronnym powrocie do stanu, z którego tak wielu nigdy nie miało szansy wyjść? – mówi słynny i kontrowersyjny brytyjski naukowiec oraz publicysta Richard Dawkins.
Ale jego (albo jej) dalsze życie jest bezustannym kompensowaniem błędów genetycznych. Na szczęście, jeśli coś się zepsuje i nie można tego naprawić, to prawie zawsze można taki błąd obejść. Zazwyczaj gen ma dwie kopie. Kiedy jedna przestaje działać, to jej funkcje często skutecznie może przejąć druga. Czasami da się nawet obejść cały popsuty szlak i zastąpić go innym.
Niestety, ten margines błędów wcześniej czy później się kończy. Organizm już nie jest w stanie kompensować codziennych strat. Brakuje mu energii na walkę z infekcjami, stale rozwijającymi się komórkami nowotworowymi (każdy z nas ma takie komórki, ale albo same się „wykańczają”, albo wychwytuje je nasz układ odpornościowy).
Dlatego nie da się w nieskończoność wydłużać ludzkiego życia. Musiałyby się zmieniać zasady, na jakich istniejemy, np. powinniśmy przestać rozmnażać się płciowo, a zacząć pączkować. Organizmy oparte na rozmnażaniu bezpłciowym są niemal wieczne. Ale za to nie uprawiają seksu 😉
- Wyobraźmy sobie zresztą, że człowiek żyje wiecznie. Jak szybko wzrosłaby liczba nas wszystkich? Czy sens miałaby potem silna rywalizacja o ograniczone zasoby środowiska między prapraprapradziadkiem i setkami jego praprapraprawnuków? Katastrofa ekologiczna byłaby nieunikniona – uważa prof. Pawłowski.

Grobowiec Tutanchamona – to obok Jezusa na Krzyżu najsłynniejsze sacrum śmierci. Jest miejscem spoczynku Tutanchamona, faraona z XVIII dynastii rządzącego starożytnym Egiptem w latach 1333–1323 p.n.e. Znajduje się w egipskim Luksorze. Odkryty został przez brytyjskiego archeologa Howarda Cartera i egiptologa, lorda Georga Carnarvona w 1922 roku. Był to jedyny odnaleziony niesplądrowany grobowiec faraona z zachowanym bogatym wyposażeniem i zawierał jedyną zachowaną mumię w Dolinie Królów – stąd jego odkrycie stało się sensacją medialną i naukową.
Śmiertelność popłaca
Na szczęście, choć śmierci nie uda nam się pokonać, jeśli mamy pozostać ludźmi, to staliśmy się nieśmiertelni inaczej. Uporczywe pragnienie jej oszukania narodziło największe osiągnięcia ludzkości.
Rolnictwo dało nam jedzenie, którego potrzebowaliśmy, żeby przeżyć. Ubrania i domy dają nam ciepło i schronienie, żebyśmy przeżyli. Broń pozwala nam polować i bronić się, żebyśmy przeżyli. Medycyna leczy rany i choroby w tym samym celu – chcemy żyć!
Większość wynalazków materialnych, które stworzyły ludzką cywilizację, ma odsunąć od nas moment śmierci. Nauka także była napędzana przez strach przed śmiercią, choć także przez zwykłą ciekawość. Francis Bacon, wybitny angielski filozof i współtwórca empiryzmu, opisywał przedłużenie ludzkiego życia jako „najważniejszy cel do osiągnięcia”. Zwróćmy uwagę, że dziś, gdy średnia życia się wydłuża, coraz więcej mówi się o jego jakości. Bacon poświęcił własne życie, płacąc zapaleniem płuc, kiedy prowadził doświadczenia z kriokonserwacją – próbował zamrozić i rozmrozić bez uszczerbku dla zdrowia kurczaki.
Wynaleźliśmy też kulturę. Wielu myślicieli – od Georga Hegla po Martina Heideggera – sugerowało, że celem kultury było przekonanie nas, że mimo iż nasze ciała odejdą, to wciąż pozostaniemy żywi – zostawimy po sobie ślad.
Jednym z uczonych wypowiadających się w tym duchu był antropolog Ernest Becker, którego książka z 1973 r. zatytułowana „The Denial of Death” („Odrzucenie śmierci”) zdobyła nagrodę Pulitzera (swoją drogą, dwa miesiące po jego śmierci).
Becker pisał: „Człowiek jest rozdarty na dwoje: zdaje sobie sprawę z własnej wyjątkowości, majestatycznie góruje nad resztą przyrody, a jednak na koniec wraca tam, pod ziemię, gdzie ślepy, niemy, gnije i znika na wieki”.
A także: „Próby pogodzenia się ze śmiercią to główny motor ludzkich działań przeważnie zmierzających do uniknięcia śmierci, do jej przezwyciężenia, do zaprzeczenia w taki czy inny sposób, że jest ostatecznym przeznaczeniem człowieka”.
Źródło wszelkiego zła?
Udowadniają to Jeff Greenberg (kontakt) z Uniwersytetu Arizona, Sheldon Solomon (kontakt) ze Skidmore College w Nowym Jorku oraz Tom Pyszczynski (kontakt) z Uniwersytetu Kolorado, sławni dzięki opracowaniu „Teorii opanowania trwogi”, TMT (zakładającej, że podstawowym źródłem ludzkiej motywacji i niektórych przekonań jest doświadczanie trwogi, będącej efektem świadomości nieuniknionej śmierci. Instynktowne pragnienie dalszego życia wraz ze świadomością nieuchronnej śmierci wyzwala egzystencjalny lęk).
Weźmy wiarę w to, że po śmierci jest coś jeszcze. Jeśli religie naprawdę dają nam egzystencjalne pocieszenie, to według naukowców, kiedy nadchodzi śmierć, powinno dojść do mierzalnego wzrostu religijności.
To właśnie odkryli. W jednym badaniu poprosili grupę chrześcijańskich studentów, by ocenili osobowości dwojga ludzi. Byli oni do siebie bardzo podobni – z wyjątkiem tego, że jeden był chrześcijaninem, a drugi żydem. Studenci obu wyznań w grupie kontrolnej oceniali tę dwójkę równie przychylnie. Ale ci, których wcześniej poproszono o wypełnienie testu zawierającego pytania dotyczące ich stosunku do śmierci (w ten sposób subtelnie przypomniano im o ich śmiertelności), mieli lepsze zdanie o swoim współwyznawcy.
Ale nie chodzi tylko o religię. W ponad 400 badaniach psycholodzy wykazali, że niemal każdy aspekt naszego życia napędzany jest lękiem przed śmiercią. Nacjonalizm np. pozwala nam być częścią grupy. Badania Holly McGregor na Uniwersytecie Arizony pokazały z kolei, że studenci zachęceni do myślenia o śmierci nie tylko nie zgadzali się z tymi, którzy mieli inne postawy życiowe, ale byli też gotowi do użycia wobec nich przemocy.
To wsparło niewesołą konstatację Beckera, że negacja śmierci jest nie tylko źródłem naszych osiągnięć, ale także wszelkiego zła. Powoduje powstanie podziałów, wzbudza uprzedzenia i agresję oraz zwiększa poparcie dla wojen i terroryzmu.
Bóg nie żyje! (Gott ist tot!)
– Fryderyk Nietzsche, „Wiedza radosna” i „Tako rzecze Zaratustra”.Z tymi słowami filozofa wiąże się popularna anegdota – jest rok 1882, Nietzsche woła: „Bóg nie żyje!”. Mamy rok 1900, Bóg oznajmia: „Nietzsche nie żyje”.
Co tak naprawdę ma znaczenie
Już 2 tysiące lat temu Sokrates przekonywał, że wiele z tego, co robią mężczyźni, może być rozumiane jako rozpaczliwy wysiłek osiągnięcia nieśmiertelności. Kobiety mogą obrać inną drogę – skupić się na dzieciach.
Bać się śmierci, o szlachetni, jest tym samym co mieć się za mądrego nim nie będąc; gdyż jest to mniemać, że się wie to, czego się nie wie. Nikt nie wie, czy śmierć nie okaże się największym błogosławieństwem dla ludzkiej istoty, a jednak ludzie boją się jej, jak gdyby posiadali niezbitą pewność, że jest największym z nieszczęść – Sokrates.
Kilka badań pokazuje, że miał rację, uważając założenie rodziny za strategię „zarządzania strachem”. Jedno z nich pokazało, że niemieccy ochotnicy przejawiali większą chęć posiadania dzieci, gdy przypomniano im o ich śmiertelności. Inne, że chińscy uczestnicy w podobnej sytuacji częściej sprzeciwiali się przyjętej w ich kraju „polityce jednego dziecka”.
- Chociaż śmierć wydaje nam się końcem, musimy pamiętać, że istotą organizmu nie jest wcale materia, bo ta przecież przez nas „przepływa”, ale informacja genetyczna – podkreśla prof. Pawłowski. – Pozostawiając zatem potomstwo, przekazujemy mu tę informację (chociaż w części i w różnych kombinacjach) w genach i tak „informacyjnie” żyjemy wiecznie. Przekazujemy ją zresztą też przez dzieci naszych krewnych, którzy mają też część naszych genów. Czyż to nie zaskakujące, jak czasami podobny, i to pod wieloma względami, może być syn do ojca?
Zło najstraszliwsze, śmierć, zupełnie nas nie dotyka, ponieważ póki my jesteśmy, nie ma śmierci, a kiedy jest śmierć, nie ma nas
– Epikur.
Publikacja Kennetha Vaila (kontakt) z Uniwersytetu Missouri pokazuje też inne dobre strony śmiertelności – myśląc o niej, ludzie nie tylko stają się bardziej agresywni w obronie swoich wartości, ale też starają się przemyśleć to, co naprawdę ma znaczenie.
Im bardziej aktywnie myślimy o własnym końcu, tym bardziej odrzucamy bogactwo czy sławę i skupiamy się na rozwoju osobistym lub podtrzymywaniu związków z innymi ludźmi.
Człowiek jest naprawdę królem dzikich bestii, gdyż jego brutalność przewyższa ich brutalność. Żyjemy ze śmierci innych. Jesteśmy cmentarzyskami! – Leonardo da Vinci.
- No i gdybyśmy mieli żyć wiecznie, to co z tymi, którzy twierdzą, że zmarnowali sobie życie? Czy chcemy ich skazać na nieśmiertelną traumę stałego jego niewykorzystywania? – żartuje (ale tylko trochę) prof. Pawłowski.
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą – ks. Jan Twardowski.
Margit Kossobudzka, NewScientist.com
Skomentuj
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.