Rewolucja francuska, skąpana we krwi oraz w wynaturzeniach społecznych, stała się w końcu swoją koszmarną karykaturą.
„WOLNOŚĆ” okazała się terrorem
„RÓWNOŚĆ” – równością w sposobie wykonywania kary śmierci na niewinnych ofiarach
„BRATERSTWO” – bo z tej samej gilotyny spadały głowy praczek i rodziny królewskiej.
W ten oto sposób Europa żegnała się z feudalizmem.
U szczytu swojej władzy nazywany „Nieprzekupnym”, w drodze na gilotynę „Przeklętym tyranem” – kimkolwiek był, to jemu Francja „zawdzięcza” najkrwawszy okres w swojej historii zwany Wielkim Terrorem.
Nieco parafrazując fragment słynnego wiersza Władimira Majakowskiego na temat wodza innej rewolucji, możemy powiedzieć: „Mówimy Wielka Rewolucja Francuska, myślimy – Robespierre, mówimy Robespierre – myślimy – Wielka Rewolucja” 1.
Jeden ze współczesnych Maximiliena Robespierre’a, któremu cudem udało się przeżyć, napisał we wspomnieniach:
„Historia niewiele powie o tym potworze. W owym czasie (rewolucji) Francja była tak poniżona, że pewien krwiożerczy szarlatan, bez talentu i bez odwagi sprawił, że wszyscy obywatele drżeli przed jego tyranią”.
Kim był ten potwór i jak to się stało, że szlachetne hasła, że ruch społeczny w obronie słusznych praw zmieniły się w krwawa jatkę?
„Blady i wątły, był człowiekiem niespokojnym, niepewnym siebie i pryncypialnym. (…) Z wyglądu niepozorny, miał słaby wzrok, panicznie bał się publicznych wystąpień”.
Jakie wydarzenia doprowadziły do tego, że ktoś taki, bez charyzmy i odwagi, mógł stać się rewolucyjnym przywódcą, wreszcie tyranem? I w końcu – jakim cudem taki człowiek stanął na czele najbardziej zdziczałego etapu rewolucji?
Nawet pobieżny rzut oka na pierwsze lata życia „Nieprzekupnego” pozwala zrozumieć atmosferę przedrewolucyjnej Francji i to, co się potem stało – wybuch i przebieg rewolucji.
Dziadek mason, ojciec rozpustnik
Maximilien Robespierre urodził się 6 maja 1758 roku w niewielkim mieście Arras (znanym ongiś z wytwarzania słynnych gobelinów, zdobiących do dziś choćby nasz Wawel), w prowincji Artois na północy Francji.
Dziadek był masonem (wciągniętym do Loży w 1745 roku przez zbiegłego z Anglii następcę tronu, Karola Edwarda Stuarta), ojciec słynął z rozwiązłości i niezrównoważenia psychicznego. Maximilien był najstarszy z rodzeństwa – rodzice pobrali się, kiedy matka (córka piwowara) była już w piątym miesiącu ciąży; zmusiła ich do tego atmosfera skandalu i powszechne oburzenie.
Śmierć matki, kiedy miał 6 lat, zdaniem ukochanej siostry Charlotte, która była jego najwierniejszą sojuszniczką i powiernicą, spowodowała ciężki kryzys w życiu małego Robespierre’a.
„Zwyrodnialec” zostaje prawnikiem
Na szkolne czasy przyszłego rewolucjonisty przypadła wielka zmiana w polityce edukacyjnej Francji – wygnano ze szkół jezuitów. Maximilien trafił do Paryża, do położonego nad Sekwaną College de Louis-le Grand, zwanego „Ludwikiem Wielkim”, jako stypendysta.
Poza zawirowaniami na polu edukacji życie polityczne we Francji zdominowała wówczas dyskusja na temat „Emila”, powieści Jean Jacques’a Rousseau.
Powieść, zakazana dla młodzieży, przemycano do kraju Wielkiego Ludwika w koszach na bieliznę. Książka wywołała ogromny skandal, została skazana na spalenie przez parlament paryski jako niemoralna. Uczniowie czytali ją z wypiekami na twarzy, jeden z opiekunów, ksiądz Pryoart twierdzi we wspomnieniach, że lektura Rousseau wychowała jego uczniów na „Republikanów”. Robespierre należał do najzagorzalszych wielbicieli filozofa; szczególnie podobała mu się, że w „Emilu” idea odrzucenia grzechu pierworodnego i powrotu do naturalnej, sielankowej przeszłości człowieka.
W jego mniemaniu takie właśnie były cele rewolucji – uważał, że dla tej idylli warto poświęcić wszystko.
Skrajnie nielubiany przez kolegów, którzy uważali go za „melancholijnego, zgryźliwego ponuraka” i według których jego najwybitniejszymi cechami miała być „miłość własna, nieprzezwyciężony upór i zasadnicza nieuczciwość”, był samotnikiem z konieczności i z wyboru. Nic dziwnego, że rodzice zabraniali kontaktować się z nim swoim dzieciom.
Mimo to, w wieku 21 lat, ukończywszy studia prawnicze, kiedy opuszczał Wielkiego Ludwika, otrzymał nagrodę 600 liwrów (wartość jego rocznego stypendium).
Jego wychowawca, wspomniany ksiądz Pryoat stwierdził po rewolucji: „Nie poznaliśmy się na tym zwyrodnialcu”.
Po studiach wrócił do rodzinnego Arras. Zamieszkał z siostrą Charlotte, rozpoczął karierę prawniczą. Marzył o karierze literackiej. Zakochał się i pisywał wiersze miłosne. Niestety, jego wybranka, Anais, poślubiła kogoś innego. Dla jego egocentrycznej natury był to ogromny cios.
W tym czasie, jako prawnik, zetknął się z niesprawiedliwością, którą uznał potworną (w tym akurat przypadku trudno mu się dziwić). Chodziło o lettre de cachet, instytucję prawną, która pozwalała wysoko urodzonym spowodować uwięzienie bez wyroku kogokolwiek – mógł to być wierzyciel, domagający się oddania długu, mąż, któremu żona przyprawiała rogi i chciała się go pozbyć, rywal do ręki tej samej panny. Wystarczył właśnie ów „lettre” – list, napisany arystokratyczną ręką. Słynny szturm Bastylii miał na celu m.in. uwolnienie tych właśnie nieszczęśników. Te dwie sprawy zradykalizowały poglądy Robespierre’a.
Drugą sprawą, która również oburzyła go do głębi, była kwestia wykonania kary śmierci na jego kliencie, pochodzącym z niższego stanu – takich skazanych przed ścięciem jeszcze torturowano, czego nie czyniono w przypadku osób szlachetnie urodzonych.
Te dwie sprawy, a właściwie trzy – miały przyczynić się do zmian, a okazja właśnie się nadarzała.

Pałac w Wersalu, na przedmieściach Paryża, symbol francuskiej monarchii absolutnej, pełna przepychu rezydencja królewska od 1682 roku (100 lat przed wybuchem Rewolucji francuskiej). Na grafice: w 1668 r. podczas pierwszego etapu budowy. Obraz Pierre’a Patela.
Władza absolutna doprowadzona do absurdu
Rok 1789 przyniósł we Francji zmiany, które zmieniły ją już na zawsze.
Francja przed rewolucją należała do najpotężniejszych państw na świecie. Była też, ze swoimi 25 milionami mieszkańców najbardziej ludnym krajem w Europie, a Paryż drugą co do wielkości (po Londynie) metropolią kontynentu. J. J. Rousseau opisywał co prawda stolicę Francji jako miasto „ciasnych, brudnych i cuchnących uliczek, szpetnych czarnych domów, rynsztoków, nędzy żebraków, woźniców i szwaczek”, ale nie należy zapominać, że i tu, jak i do całej Francji płynęły towary z kolonii francuskich, czyli tzw. terytoriów zamorskich w Ameryce, na Karaibach i w Indiach.
Na handlu nimi bogaciło się mieszczaństwo, również paryskie. Powstawały rezydencje, przybywało ludności. Tak więc opis filozofa, znanego z uwielbienia dla sielskich klimatów, może być trochę przesadzony.
„Państwo to ja”
We Francji obowiązywały prawa fundamentalne, a nie stanowione (w przeciwieństwie na przykład do Anglii). Król nie tylko reprezentował, ale wręcz uosabiał państwo.
„L’État c’est moi” – „Państwo to ja” mówił o sobie Ludwik XIV. I trzeba przyznać, że było to wyjątkowo trafne określenie.
Ale młody, bo zaledwie 21-letni Ludwik XVI, który wstąpił na tron w 1774 roku, nie miał ani siły przebicia, ani autorytetu Króla-Słońce. Czasy też były inne.

Ludwik XVI Burbon (ur. w 1754, ścięty w 1793 roku). „Z bożej łaski Arcychrześcijański król Francji i Nawarry”.
Pamiętajmy, że po sąsiedzku, za Kanałem La Manche, w Anglii, już od 120 lat, prawa stanowił pochodzący z wyborów Parlament, a król tylko panował, nie rządził.
Francja trwała w skostniałym systemie, niezmienionym praktycznie od średniowiecza. Stosunki społeczne, podział na stany, nie zmieniły się. Nadal istniały trzy stany: duchowieństwo, stan szlachecki i mieszczański.
Do duchowieństwa należała jedna dziesiąta areału ziem uprawnych – tuż przed rewolucją warstwa ta liczyła około 120 tysięcy osób. W jego gestii leżało m.in. prowadzenie rejestrów stanu cywilnego i kierowanie szkolnictwem. Stan szlachecki, co prawda niejednolity, był jednak jako zbiorowość najbardziej uprzywilejowany. Tylko szlachtą mogły być obsadzane najwyższe stanowiska w administracji, wojskowości, a nawet kościelne. Szlachta nie płaciła też części podatków.
Najwyżej postawiona w hierarchii była zaledwie 4 tysięczna grupa, składająca się z rezydujących na dworze u boku króla oraz książąt krwi.
Najliczniejszy był stan trzeci, który obejmował mieszczaństwo (15%) oraz chłopstwo (84%). Ta grupa stanowiła 99% ludności Francji.
Wśród 578 deputowanych stanu trzeciego znalazł się właśnie on – Maximilien Robespierre, (wcześniej, 26 kwietnia 1789 roku, został wybrany w Arras jako jeden z ośmiu przedstawicieli prowincji Artois).
„Nie ulega wątpliwości, że swój wybór zawdzięczał w dużej mierze elektorom chłopskim” – uważa profesor Jan Baszkiewicz.
Uprawa roli była podstawą gospodarki francuskiej. Relatywnie chłopom nie powodziło się źle, w porównaniu do wieków poprzednich, a nawet biorąc pod uwagę inne kraje europejskie. Uciążliwe były podatki – na rzecz króla i kościoła (dziesięcina). W dodatku do 20 milionów chłopów należało tylko 35% ziemi, co gorsza uprawianej metodą trójpolówki (co roku 1/3 leżała odłogiem).
Warstwą rosnącą w siłę było coraz liczniejsze mieszczaństwo – Paryż w końcu tego stulecia liczył 600 tysięcy mieszkańców, Lyon – 100 tysięcy, Bordeaux, Marsylia – po 80 tysięcy.
W dodatku część mieszczaństwa bardzo szybko się bogaciła i stawała się coraz bardziej świadoma konieczności zmian – wielu przedstawicieli tej warstwy znało dzieła encyklopedystów, takich jak Denis Diderot, czy Claude Adrien Helvetius. Powszechnie wiedziano o poglądach Monteskiusza i Woltera, którzy wskazywali na przykład postępowej i ich zdaniem lepiej rządzonej Anglii.
Ale największą popularnością cieszyły się dzieła Rousseau.
Pod koniec lat 80. zbieg dwóch okoliczności, którymi były – pustka w skarbie królewskim związana z nadmierną wystawnością życia dworu w Wersalu oraz wielki nieurodzaj, zmusiły króla do szukania ratunku. Pomoc bankierów na niewiele się zdała – w tej sytuacji postanowiono zwołać Stany Generalne – (po raz pierwszy od 1614 roku).

Król Ludwik XVI 24 stycznia 1789 roku ogłosił zwołanie Stanów Generalnych na 5 maja.