Stalin umierał. Leżąc na podłodze jadalni w swej daczy w Kuncewie, już nawet nie próbował wstawać, tylko z rzadka unosił lewą rękę, jakby błagał o ratunek. Jego na wpół przymknięte powieki nie mogły ukryć zastygłego w oczach wyrazu rozpaczy, z jakim patrzył w kierunku drzwi wejściowych. Od ataku minęło już wiele godzin, a przy Stalinie nie było nikogo.
Wreszcie, zaniepokojeni brakiem jakichkolwiek oznak życia za oknami domu, do jadalni weszli nieśmiało członkowie osobistej ochrony wodza. Nie mieli jednak prawa wezwać lekarzy. Jeden z najpotężniejszych ludzi w historii nie mógł liczyć na natychmiastową pomoc, ponieważ wymagało to osobistej zgody Berii 1. Wszczęto gorączkowe poszukiwania, a kiedy Beria wreszcie się odnalazł, stwierdził, że Stalin „po prostu mocno śpi po sutej, nocnej kolacji”. Dopiero 10–12 godzin później sprowadzono przerażonych lekarzy, aby zbadali umierającego przywódcę.
Taka śmierć miała głęboko symboliczny, a zarazem bezlitośnie szyderczy wydźwięk. Leżący w agonii przez kilkanaście godzin wódz nie mógł uzyskać pomocy w chwili, gdy najbardziej jej potrzebował. Człowiek będący nieomal ziemskim bogiem, władny skinieniem ręki wysyłać miliony ludzi z jednego krańca państwa na drugi, sam stał się zakładnikiem biurokratycznego „porządku”, który tak długo budował, a jego gasnąca powoli świadomość zdążyła jeszcze ocenić cały bezwład stworzonego przezeń systemu.
Fragment znakomitej książki Dmitrija Wołkogonowa „Stalin – wirtuoz kłamstwa, dyktator myśli”, wydanej w 2006 r. przez wydawnictwo Amber. Autor jako jedyny rosyjski historyk, będąc generałem pułkownikiem (generałem broni) i prominentnym działaczem radzieckim, miał dostęp do tajnych archiwów, zamkniętych dla wszystkich przedtem i potem – na ich podstawie przedstawia najbardziej szczegółową, wiarygodną i demaskatorską ocenę Stalina.
Fenomen Stalina
Niewidzialną linię oddzielającą byt od niebytu można przekraczać tylko w jednym kierunku. Nawet wielcy tego świata nie są w stanie wycofać się w pół kroku. Gdyby Stalin wiedział, że oprócz śmierci fizycznej czeka go także śmierć polityczna! Dla współczesnych odejście wodza było ogromną tragedią. Nie zastanawiali się wówczas nad tym, że traktował on zagładę milionów ludzi jedynie w urzędowych kategoriach tajnej statystyki. Stalin zostawił w spadku potomnym nie tylko długie i żmudne zadanie zgłębienia istoty tego, co stworzył, lecz także zażarte spory o „zagadkę” samego Stalina. A jest to przede wszystkim „zagadka” historycznej klęski socjalizmu, który zaraz po rewolucji zabrnął w ślepą uliczkę totalitaryzmu. Śmierć nie zdołała oczyścić Stalina. Wszystkie jego uczynki, osiągnięcia i zbrodnie poddane zostały pod osąd historii. Czas obala mity, lecz rozwiać je ostatecznie może tylko prawda.
Całą prawdę o sobie znał jedynie on sam. Stalin nie lubił półtonów: wszystkie rzeczy postrzegał jako białe lub czarne. Niewątpliwie pragnął, aby w jego wizerunku dla potomności znalazły się tylko jasne barwy. Nie wiem, czy znał starożytne rzymskie prawo o „potępieniu pamięci”, zgodnie z którym wszystko to, co nie odpowiadało panującemu akurat imperatorowi, należało skazać na zapomnienie. Prawo to wszakże odzwierciedlało jedynie daremność wszelkich prób reglamentowania ludzkiej pamięci. Pamięć żyje (lub umiera) zgodnie z innymi, własnymi prawami. Historia tworzy się od razu, na czysto, bez wstępnych szkiców i brudnopisów. Przeszłość można „cofnąć” jak taśmę filmową jedynie w świadomości. Stalin to rozumiał i dlatego nie szczędził wysiłków, aby w owej „kronice” nie pozostały żadne niepotrzebne kadry. Ludzie wiedzieli o nim tylko to, co chciał, żeby wiedzieli.
Historia wielokrotnie pokazała, jak bezpłodne, ulotne i daremne są dążenia tych, którzy jeszcze za życia pragną wznosić dla siebie pomniki. Wpatrując się w mgliste obrazy przeszłości, widzimy, że Stalin to jeden z najbardziej krwawych tyranów wszystkich czasów. Tacy ludzie, niezależnie od naszej woli, należą nie tylko do przeszłości, lecz także do teraźniejszości i przyszłości. Ich losy są niewyczerpaną pożywką dla rozmyślań o życiu, przemijaniu i sumieniu. Jedna z konkluzji, jakie nasuwają się już na samym początku studium o Stalinie, mówi, że w życiu tego człowieka, jak w zwierciadle, odbija się złożona dialektyka epoki. Pojawienie się kogoś takiego jak Stalin na czele partii, a faktycznie przecież i państwa, uwieńczyło długi proces, który zawiódł zwycięską rewolucję rosyjską 1917 roku na bezdroża biurokratycznego totalitaryzmu.
Po stracie Lenina w krytycznym momencie historycznego wyboru dróg i metod socjalistycznego budownictwa, partia weszła w fazę zażartej walki wewnętrznej. Leninowska „stara gwardia”, kiedy przyszło jej wyłonić spośród siebie nowego wodza, nie stanęła na wysokości zadania, nie dostrzegła w Stalinie człowieka niebezpiecznego dla nieokrzepłej jeszcze państwowości. A to z kolei sprawiło, iż w miarę upływu czasu dyktatura proletariatu zaczęła nabierać coraz bardziej represyjnego charakteru.
Dzisiaj już wiemy, że Stalin nie byłby tym Stalinem, którego portret stara się nakreślić autor niniejszej książki, gdyby nie posługiwał się przemocą jako podstawowym instrumentem osiągnięcia celów politycznych. Przemoc stała się w istocie jednym z decydujących środków realizacji planów i programów społeczno-ekonomicznych. Ta zmiana politycznego kursu, zapoczątkowana jeszcze pod koniec lat 20. i ujawniająca się szczególnie wyraźnie po XVII Zjeździe WKP(b) w 1934 roku, zwiastowała nadejście gorzkiego okresu, kiedy to ostatecznie i tragicznie pogrzebana została rewolucyjna idea stworzenia sprawiedliwego socjalistycznego społeczeństwa. Nie powinno zatem dziwić, że w miarę ujawniania historycznej prawdy w ocenach osobowości Stalina zachodziły olbrzymie zmiany. Pozwolę sobie przytoczyć dwa przykłady.
Oto obszerny cytat z Pozdrowienia Komitetu Centralnego WKP(b) 2 i Rady Ministrów ZSRR 3 z okazji 70. rocznicy urodzin Stalina w 1949 roku:
Razem z Leninem ty, towarzyszu Stalin, byłeś inspiratorem i wodzem Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej, twórcą pierwszego na świecie radzieckiego socjalistycznego państwa robotników i chłopów. W latach wojny domowej i obcej interwencji twój organizacyjny i wojskowy geniusz doprowadził naród radziecki i jego bohaterską Armię Czerwoną do zwycięstwa nad wrogami Ojczyzny. Pod twoim, towarzyszu Stalin, bezpośrednim przywództwem dokonała się ogromna praca tworzenia narodowych republik radzieckich i zjednoczenia ich w jedno związkowe państwo – ZSRR (…). W każdą przemianę, wielką i małą, wznoszącą naszą Ojczyznę na coraz większe wyżyny, ty włożyłeś swoją mądrość, niespożytą energię, żelazną wolę. To nasze szczęście, szczęście naszego narodu, że Wielki Stalin, przewodnik partii i państwa, organizuje i inspiruje twórczą socjalistyczną pracę narodu radzieckiego dla dobra naszej sławnej Ojczyzny. Pod twoim kierownictwem, towarzyszu Stalin, Związek Radziecki przekształcił się w wielką i niezwyciężoną potęgę (…). Wszyscy uczciwi ludzie na Ziemi, wszystkie następne pokolenia będą sławić Związek Radziecki i twoje imię, towarzyszu Stalin, jako obrońcy światowej cywilizacji przed faszystowskimi barbarzyńcami (…). Imię Stalina jest najdroższe dla naszego narodu, dla prostych ludzi na całym świecie.
A oto drugi przykład. W słynnym, dramatycznym referacie O kulcie jednostki i jego następstwach, wygłoszonym nocą z 24 na 25 lutego 1956 roku, Nikita Chruszczow 4 powiedział:
Stalin stworzył pojęcie „wroga ludu”. Termin ten automatycznie wykluczał konieczność udowodnienia ideologicznych błędów, popełnionych przez poszczególne osoby lub grupy osób. Koncepcja ta umożliwiała zastosowanie najsurowszych represji, naruszających wszystkie normy rewolucyjnej praworządności, przeciwko każdemu, kto nie zgadzał się ze Stalinem w jakiejkolwiek kwestii, przeciwko tym, których choćby podejrzewano o zamiar popełnienia wrogich czynów, a także przeciwko tym, którzy cieszyli się złą opinią. Koncepcja „wroga ludu” sama w sobie faktycznie wykluczała możliwość prowadzenia wszelkiego rodzaju walki ideologicznej oraz możliwość wyrażania własnych poglądów w tej czy innej kwestii, nawet w przypadku, jeśli kwestia ta miała nie teoretyczny, ale praktyczny charakter. Głównym i w praktyce jedynym dowodem winy, co zaprzecza wszelkim zasadom prawoznawstwa, było „przyznanie się” samego oskarżonego do popełnienia tych przestępstw, o które go oskarżano. Późniejsza weryfikacja wykazała, że takie „przyznanie się” uzyskiwano w drodze zastosowania wobec oskarżonego metod fizycznego nacisku.
Doprowadziło to do niesłychanego naruszenia rewolucyjnej praworządności, wskutek czego ucierpiało wielu najzupełniej niewinnych ludzi, którzy w przeszłości popierali realizowaną przez partię linię.
Na dźwięk imienia Stalina większości z nas staje dziś żywo w pamięci przede wszystkim tragiczny rok 1937, represje, podeptanie ludzkiej godności. Chociaż, aby być ścisłym, rok 1937 zaczął się naprawdę 1 grudnia 1934 roku, w dniu zabójstwa Siergieja Mironowicza Kirowa, a kto wie, może jego kontury zarysowały się nawet jeszcze wcześniej, pod koniec lat 20.? Za wiedzą Stalina szybko wzbierał monstrualny wrzód bezprawia. Winni tych przestępstw nigdy nie uzyskają przebaczenia, pamiętajmy jednak, że w tym samym czasie powstawały Dnieproges, Magnitogorsk, pracowali Papanin, Angelina, Stachanow, Busygin. To wówczas dojrzewał patriotyzm ludzi radzieckich, który osiągnął swoje apogeum w latach wielkiej wojny ojczyźnianej 5. I dlatego, gdy potępiamy Stalina za jego zbrodnie, to z politycznego i epistemologicznego punktu widzenia jest błędem, a na płaszczyźnie moralnej niegodziwością, odrzucanie rzeczywistych osiągnięć systemu oraz jego potencjalnych możliwości. Wszystko to udało się zrealizować w praktyce nie dzięki, lecz na przekór stalinowskiej metodologii myślenia i działania. W warunkach demokracji osiągnięcia te mogłyby być z pewnością bardziej imponujące. Rzecz jednak w tym, iż potępiając Stalina i ludzi z jego najbliższego otoczenia, nie powinniśmy automatycznie przenosić naszego osądu na miliony zwykłych obywateli, których wiara w szczerość rewolucyjnych ideałów pozostawała niewzruszona pomimo tragicznych doświadczeń.

Wrogowie Stalina znikali nie tylko fizycznie z tego „łez padołu”, ale również z życia publicznego i wszystkich archiwów. Na lewym zdjęciu, kolejno – Klimient Woroszyłow, Wiaczesław Mołotow, Józef Stalin i Nikołaj Jeżow na otwarciu Kanału Moskwa-Wołga w 1937 r. Prawe zdjęcie – już bez Jeżowa. Photoshopa wynaleźli Rosjanie, nie Amerykanie?
Ziemscy Bogowie są śmiertelni
Fizyczna śmierć dosięgła Stalina wcześniej, niż się spodziewał. Pod tym względem niewiele różnił się od większości ludzi. Ale śmierć polityczna przyszła stanowczo za późno. Relikty stalinizmu przetrwały do dziś. Śmierć historyczna zapewne nie jest Stalinowi pisana. Ludzie nigdy nie zdołają zapomnieć wszystkiego, co wiąże się z jego imieniem.
W tamtych czasach ludzie w większości nie zdawali sobie sprawy z koszmaru, jaki krył się za kurtyną totalnej biurokracji. Zapewne i Aleksander Fadiejew nie wiedział o niczym, kiedy kilka dni po śmierci dyktatora opublikował obszerny artykuł Humanizm Stalina. Utalentowany pisarz, którego sumienie również ściśnięte zostało kleszczami stalinowskiego dogmatyzmu, stwierdził, iż możemy uważać Stalina za „największego z humanistów, jakich kiedykolwiek znał świat”. Fadiejew pisał, że „wielki i prosty człowiek, którego niezłomną siłę duszy wyrażało jego nazwisko, dobry nauczyciel ludzkości i ojciec narodów doszedł do końca swej ziemskiej drogi, ale jego dzieło pozostanie niezwyciężone i nieśmiertelne”.
Przez ostatni rok-półtora roku przed śmiercią Stalin zmieniał stopniowo ustalony od dawna tryb życia. Starość, lata walki i wstrząsów, nieludzka sława i wspomnienia przytłaczały „wodza” swym rosnącym brzemieniem. Obecnie coraz częściej, wstając jak zwykle o 11.00 rano, Stalin nie jeździł na Kreml, lecz wzywał do siebie Poskriebyszewa 6, ssał wygasłą fajkę, podchodził do okna i długo patrzył na zimne pasmo ołowianego nieba nad ciemnym skrajem lasu, na ogołocone z liści drzewa w parku, nad którymi krążyły stada wron. Nie wiedzieć czemu, przypomniał sobie nagle, iż jedną z ulubionych rozrywek cara Mikołaja II podczas spacerów było strzelanie do wron. Pamiętał, że w „Krasnom Archiwie” opublikowano wyjątki z dzienników ostatniego rosyjskiego władcy. Stalin zapragnął je przejrzeć.
Następnego dnia Beria (wszystkimi archiwami państwowymi zawiadywało MWD) i Poskriebyszew przynieśli do gabinetu kilkadziesiąt zeszytów w safianowej oprawie. Stalin, zamieniwszy kilka słów z Berią po gruzińsku, odprawił współpracowników i zaczął powoli przewracać stronice, zatrzymując się czasem przy jakimś fragmencie na dłużej. Był wstrząśnięty: prawie pół setki grubych zeszytów i nic interesującego. Samowładca bardziej zapewne dbał o ciągłość zapisów (w ciągu 36 lat nie opuścił ani jednego dnia!) niż o ich treść. Pogoda, rozmowy, bilard, czytanie, imieniny, przyjęcia, spacery z Alissą, polowania… W zeszycie z 1895 roku podsumowane zostały łowieckie osiągnięcia cara: „Przez cały sezon zabito 3 żubry, 28 jeleni, 3 kozice, 8 dzików, 3 lisy = 45”. Strzelać car lubił: „Spacerowałem i zabiłem wronę” (8 listopada 1904 roku). Na wronach imperator „ćwiczył oko”, bił pewnie. Stalin już bez większego zainteresowania wertował zeszyty, wszędzie to samo. Nie miała Rosja szczęścia do carów, pomyślał, być może nie tam strzelali, gdzie należało.
Co będą mówić o nim, Stalinie, po jego śmierci? Czy i u niego ktoś ośmieli się doszukiwać fałszu, błędów? Nie, to niemożliwe. Dawna „Rosja w mrokach” stała się potężnym, zwycięskim mocarstwem. Jeszcze jeden, dwa fantastyczne zrywy i państwo będzie dyktować wszystkim swoje reguły…
Poskriebyszew wielokrotnie zastawał „gospodarza” stojącego przy oknie w jadalni lub siedzącego na krześle zwróconym w stronę parku. O czym myślał „wódz”, rozumiejąc, że przy całej swojej wielkości jest śmiertelny jak wszyscy?
Skomentuj
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.